16 lat po strzelaninie w Magdalence
W nocy z 5 na 6 marca 2003 roku, a zatem już 16 lat temu, odbyła się policyjna akcja, która do dziś wzbudza duże emocje nie tylko wśród mieszkańców malutkiej wsi Magdalenka pod Warszawą, ale i ludność z innych terenów naszego kraju. Przypomnijmy sobie, co się działo przed 16 laty.
Zacznijmy od początku. Akcja policyjna została zorganizowana przeciwko dwóm przestępcom, gangsterom Robertowi Cieślakowi i białorusinowi Igorowi Pikusowi. Obaj byli członkami tzw. "Gangu Mutantów". Grupa ta miała związek z zabójstwem policjanta podkomisarza Mirosława Żaka w Parolach (Żak był naczelnikiem sekcji kryminalnej z Piaseczna) w marcu 2002 i zabójstwem wielu innych osób, najczęściej związanych z działalnością grup przestępczych. Jedna z najgłośniejszych mafijnych egzekucji dokonana została przez "Mutantów” w szpitalu MSWiA w Warszawie, gdzie zamachowiec przebrał się za księdza.
Grupa piastowska zrzeszała najgroźniejszych przestępców, zawodowych morderców i złodziei samochodów.
Przed północą z Pałacu Mostowskich, gdzie mieści się Komenda Stołeczna Policji, wyjeżdża 13 samochodów policyjnych - terenowe land rovery, drabiniasty ford transit.
W dniu akcji, w obsypanej śniegiem Magdalence, Cieślak i Pikus zabarykadowali się w jednym z domków przy ulicy Środkowej 1. Już wtedy dysponowali oni potężnym uzbrojeniem, przy każdym oknie ustawionych było kilkanaście sztuk broni (ostrzał prowadzili później z 29 jednostek broni: między innymi pistoletów maszynowych, sztucera i karabinów). Żeby nie było zbyt łatwo dostać się do środka, Cieślak i Pikus przy pomocy granatów i innych ładunków wybuchowych zaminowali ogród przy domu. Kilkanaście minut po północy antyterroryści rozpoczęli akcję. Jeden z nich (podkomisarz Dariusz Marciniak) zginął na miejscu, gdy eksplodowały ukryte ładunki wybuchowe. W wyniku akcji w szpitalu zmarł także dowodzący akcją komisarz Marian Szczucki. Aż 17 funkcjonariuszy zostało rannych. W wyniku walki i ostrzału, mały budynek przy ulicy Środkowej zapalił się, częściowo również zawalił. Zarówno Cieślak, jak i Pikus nie zostali trafieni przez policjantów - zmarli wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Choć wiele źródeł mówi, że zostali zabici przez policjantów.
Fot. Materiały policji |
Do dziś akcja budzi wiele wątpliwości. Nie została ona bowiem dokładnie zaplanowana, przez co słabo przygotowani policjanci zostali zupełnie zaskoczeni tym, co zastali już na miejscu. Winni takiej sytuacji nigdy nie zostali ukarani. Sama akcja miała być tylko formalnością - wszystko miało się rozegrać w kilka minut. Strategia i plany jednak okazały się zgubne. Dwójkę zawodowych morderców chciano zatrzymać jak zwykłych przestępców.
Tymczasem dużo kontrowersyji wzbudza także fakt, że na miejscu... nie było karetek pogotowia! Po wszystkim zmieniono przepisy dotyczące przeprowadzania podobnych akcji, ale i to nie gwarantuje 100-procentowego sukcesu. Kilku policjantów biorących udział w "Strzelaninie w Magdalence", zrezygnowało z pełnienia służby. Do dziś akcję w tej malutkiej wsi wspomina się jako klęskę policji i podaje się w przykładach, jak nie należy przeprowadzać i planować "szturmu" na groźny margines społeczny.
Jak dziś wygląda miejsce "bitwy"? Po budynku nie ma nawet śladu. W jego miejscu stoi zupełnie inny dom. W 2008 roku przy ulicy Środkowej odsłoniono pomnik upamiętniający dwóch policjantów z oddziału antyterrorystycznego. Historia z Magdalenki pojawiła się w serialu" PitBull", a w 2006 roku powstał film "Magdalenka. Kulisy bitwy".
Komentarze
Prześlij komentarz